Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział 7

*Oczami Amy*

Pamiętam tylko tą jedną chwilę. Jak upadałam i ujrzałam zamurowaną twarz blondyna. Potem nic. Tylko ciemność. Nie miałam nic przed oczami. Tylko tą czarną pustkę. Przypomniał mi się moment z życia, gdy byłam jeszcze mała. Skułam się igłą, gdy coś szyłam i poleciała mi kropelka krwi z palca. Wtedy pierwszy raz zemdlałam na widok krwi, a od tej pory mdleję bardzo często. Nic z tego momentu nie pamiętam... Pamiętam tylko to, że była obok mnie, wtedy moja mama. Obudziłam się wtedy w szpitalu a obok mnie siedziała właśnie ona. Była bardzo opiekuńcza, kochałam ją za to. Zawsze była przy mnie, do momentu jak umarła. Chociaż nadal czuję, że jest tutaj, ze mną. Bardzo przeżyłam jej śmierć. Czułam jakby część mnie też umarła. Moja matka była przeciwieństwem mojego taty, który ciągle był w pracy, zupełnie go nie obchodziłam. 
Wróciłam myślami do tego, co się stało niedawno. Tych pięciu chłopaków stało obok mnie, jechałam z nimi samochodem, a nawet weszli do mojego mieszkania! Takie wielkie wydarzenie, a nie obchodziło mnie za bardzo. Może dlatego, że nie znałam ich jako gwiazdy, najzwyczajniej w świecie się nimi nie interesowałam. Jeszcze niedawno byłam w ramionach chłopaka, w którym podkochują się miliony nastolatek. W tym mężczyźnie jest coś pociągającego... Może to ten jego charakter, albo ten uśmieszek na jego twarzy który nie znikał prawie nigdy z jego twarzy? Przypomniał mi się ten piękny zapach jego perfum, jak trzymał mnie za rękę, jak...
Przestałam myśleć o niebieskookim chłopaku, kiedy usłyszałam dźwięk pikania, taki jaki można było usłyszeć w szpitalu. Czułam ten zapach. Tak, to na pewno szpital. Zaczęłam mrugać, aby coś ujrzeć, ale światło było za mocne i nie mogłam utrzymać powiek na dłużej niż sekundę. Po chwili zaczęłam przyzwyczajać się do światła, lecz cały czas trzepotałam rzęsami, gdyż światłą nadal mnie raziło. Byłam w typowo szpitalnej piżamie i byłam przykryta kocem. A obok mnie... A obok mnie siedział Niall z głową leżącą na moich kolanach. Zdziwiłam się jego pobytem w tym miejscu. Czy on tu był odkąd mnie tu przyniósł? Chyba, że to nie on mnie tu przyniósł... A nawet jeśli tak lub nie, to co on tu robi?
Podniosłam się, że teraz opierałam się na łokciach. Podniosłam swoją rękę ku blondynowi i mocno go szturchnęłam. Chyba za mocno, bo z jego ust wydobył się cichy jęk.
-AŁĆ- zaśmiałam się na widok jego zaspanej twarzy. Włosy miał ułożone w nieładzie, ale i tak mi się podobały. 
-Amy. Cześć- Powiedział cicho, lecz już mniej zaspanym głosem. 
-Cześć...-odpowiedziałam mu, uśmiechając się. - Od ilu godzin jestem nieprzytomna? I dlaczego nie czuje stopy?!- Drugie pytanie powiedziałam już trochę głośniejszym tonem, lecz trochę rozbawionym. Wydawało mi się, jakbym tej stopy w ogóle nie miała.- Chyba od czterech godzin. Zrobili ci operacje, i serio nie czujesz stopy?- Powiedział to wyraźnie rozbawiony, ukazując szereg swoich białych zębów. Kochałam jego uśmiech, od razu poprawiał mi humor, miękłam na jego widok. Odsłonił kołdrę pod którą leżałam i zobaczyłam moją stopę w bandażu. Zaczęłam zwijać się ze śmiechu, gdyż wyglądała ona bardzo śmiesznie.  Horan gdy mnie zobaczył, zwijającą się ze śmiechu, również zaczął się śmiać. Ktoś mi kiedyś mówił, że mój śmiech jest zaraźliwy. Chyba rzeczywiście tak jest. 
Po jakimś czasie gdy nasz nagły wybuch śmiechu ucichł, Nialler się odezwał:
-Z czego my się właściwie śmiejemy?- między każdym wypowiedzianym przez niego słowem, słychać było dyszenie, które było spowodowane naszym śmiechem.
-Nie mam pojęcia!- po tych słowach, naszego śmiechu, już nie było słychać, lecz uśmiech nie znikł nam z twarzy. Nie mogłam wytrzymać. Pytania które chciałam zadać, wciąż kręciły mi się po głowię. 
- Ty mnie tu przyniosłeś?
- Tak, to ja.
- Jezu, dziękuje! Jak ja ci się teraz odwdzięczę?
- Pozwól mi przez te kilka dni się tobą zaopiekować. Lekarz i tak powiedział, że ktoś musi ci pomagać. 
- Niall... Ale my się prawie w ogóle nie znamy...
- Nie zapominaj kto cie tu przyniósł!- powiedział to, uśmiechając się łobuzersko.
- Czy to jest szantaż? - skrzyżowałam ręcę i uniosłam swoje brwi do góry. 
- Nieee, skądże - wymamrotał, przedłużając. - W dodatku wiesz.. Nie miał kto by cie zawieść do domu! - W sumie... To tak,to była prawda. Nikogo tu nie znałam.
-Hmmm... Coś by się załatwiło - skłamałam. Zrobił słodką minkę, przekonując mnie tym. 
-Głupek - szturchnęłam go po raz drugi już dzisiaj, i przewróciłam oczami. 
Zrobił poważną minę, tylko po to, aby za chwile znowu się zaśmiać. 
-Ej, a może byś zawołam pielęgniarkę, że się obudziłam, co?
-Aha, no tak! Dobry pomysł- Prychnęłam pod nosem, kiwając głową. On wstał i skierował się w stronę pielęgniarki. Widziałam jak coś do niej mówił, a ona kiwnęła potwierdzająco głową i już szła w moją stronę. Była jakaś dziwna. Nic nie powiedziała, tylko zaczęła mi ruszać nogą. To był taki ból, że miałam ochotę, wykrzyczeć się na cały szpital, ale próbowałam być silna.
-AŁ - tylko tyle powiedziałam, chociaż stać mnie było na o wiele więcej.
-Boli cie?- kiwnęłam potwierdzająco głową.
-Zostaniesz jeszcze tutaj na kilka godzin. Musimy ci zrobić prześwietlenie. 
-Yhm- nie chciało mi się tutaj zostawać, ale cóż... Jeżeli muszę to zostanę. Kobieta już miała odejść, kiedy zatrzymała się kiedy ją spytałam: 
-Mogłabym iść do toalety?
-Jasne, tylko ktoś musi cie tam zaprowadzić, bo sama nie dasz rady. 
-Dobrze- tylko tyle zdążyłam powiedzieć, bo ani się obejrzałam, a jej już nie było. Skierowałam wzrok na blondyna który, chyba przez cały czas się na mnie patrzył. On wiedział, o co chcę się spytać, przewrócił oczami  i się uśmiechnął. 
-Dobra, chodź - uśmiechnęłam się w podziękowaniu i równocześnie odsłoniłam kołdrę. Przełożył rękę wokół mojego pasa, a wdłuż mojego kręgosłupa przeszły ciarki. Chyba to poczuł, bo cicho zaśmiał się pod nosem.
-Złap mnie za szyję- jak powiedział, tak zrobiłam. Złapałam go tam i wstałam. No i najgorsze było za mną. Wyszliśmy powolnym krokiem z pokoju i zmierzaliśmy równie wolno w stronę ubikacji. Ani się obejrzeliśmy, już staliśmy przed drzwiami. 
-Ale ty wiesz, że tam już nie wchodzisz? - spytałam się na co on kiwnął głową i się zaśmiał.
-Jakoś nie mam ochoty wiesz? - Zaśmiałam się pod nosem - Ale na pewno sobie poradzisz? Babski kibel przyprawia mnie o dreszcze.
-Tak, już możesz mnie puścić - Puścił mnie, a ja o dziwo potrafiłam ustać. Weszłam przez drzwi, a tam zastałam jakąś laskę, palącą papierosa na umywalce. 
-Przepraszam, chyba przeszkadzam. - Już miałam wychodzić gdy usłyszałam głos dziewczyny. Miała bardzo delikatny głos. 
-Nie, spoko, możesz zostać. Zapalisz? 
-Nie, nie! Nie palę - chyba jednak dziewczyna nie była delikatna, ale jednak bardzo pewna siebie.
Już zmierzałam w kierunku kabiny, gdy znowu usłyszałam ten nieszczęsny głos.
-To twój chłopak?- zapytała jak gdyby nigdy nic.
-Kogo masz na myśli?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie, zaskoczona. 
-Wiesz tego blondasa. Całował cie przecież gdy leżałaś w tym pokoju.
-Kobieto o czym ty gadasz???- Stałam osłupiona, wyczekując jej odpowiedzi.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i koniec rozdziału! Jak wam się podoba? Omg, nie pisałam już prawie dwa miesiące! WOW! Muszę się do czegoś przyznać... Tak na prawdę napisałam ten rozdział na kartce z miesiąc temu, lecz po prostu, najzwyczajniej nie chciało mi się go przepisywać. To świadczy tylko o moim lenistwie!:) No, ale jestem chora, więc jestem w domu, mam czas, więc pomyślałam sobie: Czemu nie? I bum! Jest rozdział! Nwm, kiedy będzie, teraz mam brak weny...;/ Ale obiecuje, że się postaram! Za wszelki błędy was przepraszam! <3 Plis, komentujcie!
Do następnego!
Papa! ;*